niedziela, 27 listopada 2011

Wieje...

Moja kolejna czapka ma swój pierwowzór w jednym z odwiedzanych przeze mnie blogów, w którym była opisana jako prezent od mikołaja. Na razie musi być tylko taka informacja, bo nie mogę znaleźć wspomnianego bloga, ale myślę, że z czasem to uzupełnię.
Dzięki wspomnianemu opisowi pojęłam jak można ładnie zrobić końcową fazą czapki.
Czapeczka ma piękny gołębio-błękitnawy odcień i jest już własnością pewnej sympatycznej osoby.



Sobotni marsz z kijkami pozwolił mi na rozruszanie zbolałego kręgosłupa i miłą pogawędkę z koleżanką zwaną Grace.
Chwilę maszerowałyśmy plażą, ale wiatr i unoszący się w powietrzu piasek wygonił nas do lasu





Często zatrzymujemy się w tym miejscu i z wysokości klifu podziwiamy plażę oraz morze.
Tym razem zastanawiałyśmy się, czy ta bezbronna sosenka przetrwa zapowiadany sztorm:



Za oknem huczy sztorm, w Trójce gra na gitarze Jimi Hendrix a ja patrzę na swój słoiczek z niteczkami i widzę, że znów coś przegapiłam:)

Trzymajcie się ciepło w ten sztrmowo-wietrzny koniec listopada.

2 komentarze:

  1. Czapka cudna i współczuje z powodu odejścia Sary wiem co przeżywasz dla mnie najlepszym lekarstwem było natychmiast przyjście do domu Moli pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. Czapka super. A morze...ach, jak ja bym chciała nad morzeeeeeeeeeeeeeeee!!!

    OdpowiedzUsuń