poniedziałek, 18 stycznia 2010

O piesku

Dziś rano obudził mnie telefon sąsiadki. Okazało się, że na przeciwko naszej posesji samochód potrącił psa. Zraniony piesek-kundelek, sobie tylko wiadomym sposobem, "sforsował" nasze ogrodzenie i schronił się u nas koło garażu.
Poszłam obejrzeć psiunię i znalazłam ciężko przestraszonego kundelka. Było widać, że ma kontuzjowaną łapkę a ślady krwi na śniegu wskazywały na jeszcze jakieś obrażenia.

Piesek wydał mi się bardzo podobny do Lakiego, którego właściciele mieszkają trzy ulice dalej. Próby skontaktowania się ze znajomą nie dały rezultatu, bo pani jest w pracy i jest nieuchwytna.
Nie było innego wyjścia - trzeba się już konkretnie zająć pieskiem. Zawinęłam kundelka w mężowską, garażową koszulę, wzięłam go na ręce i pognałam do weterynarza.
Pani doktor zaczęła mówić, że leczenie, że kosztuję itp. Poprosiłam, żeby przynajmniej obejrzała, że wzięłam stówkę z domu, że jak trzeba będzie to zapłacę.
No więc piesek został obejrzany, zbadany i diagnoza została postawiona a pani doktor okazała się bardzo miła.
Okazało się, że piesek ma złamaną przednią łapkę i otarcie naskórka, stąd ta krew na śniegu. Pani doktor dała pieskowi dwa zastrzyki i poleciła udać się do schroniska, gdzie będzie piesek leczony bezpłatnie - jeżeli faktycznie okaże się bezpański. Ona nie ma aparatu do prześwietleń i nie mogłaby się podjąć leczenia.
Za tą wizytę pani doktor nie wzięła pieniędzy.

Wróciłam z pieskiem do domu i zrobiłam mu miejsce do leżenia w garażu. Obstawiłam miskami z jedzeniem i piciem. Postanowiłam poczekać aż znajoma wróci z pracy i zapytać ją czy to faktycznie Laki.
Po godzinie 15 okazało się, że to jednak nie Laki.
No i nie wiedziałam co robić. Jedyne co mi przyszło do głowy to zatelefonować do Straży Miejskiej a tam pan strażnik mi powiedział, że jeżeli piesek jest bezpański i jest poraniony to oni go zabiorą do lecznicy, z którą mają umowę. Tam piesek będzie leczony i będzie oczekiwał na właściciela a jego fotografia zostanie umieszczona na stronie internetowej Straży Miejskiej.
Jak powiedzieli tak zrobili - w ciągu piętnastu minut przyjechali po pieska, wykazali duże zainteresowanie jego stanem i obiecali, że piesek będzie miał dobrą opiekę weterynaryjną a i właściciela psiny z pewnością też "nam się uda odnależć, bo prawie zawsze to się udaje, więc dlaczego tym razem ma być inaczej"

No i tak wyglądał mój dzisiejszy cały dzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz